Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/101

Ta strona została przepisana.

pchane były różnorakiemi pojazdami. Obok eleganckich karetek i land małomiasteczkowych matadorów, stały proste, niemalowane biedki zarobników, a po łąkach biegały, uwiązane na linach, obce konie, rżąc wzajem do siebie, niby na jarmarku.
Ogólne to wywarło wrażenie, że zawezwano „ropuchę“ do łoża śmierci Engelstofta, a wszycy osłupieli formalnie, gdy pani Engelstoft po pogrzebie najspokojniej została w Sofiehoej i objęła zarząd majątku, stwierdzając, że jej przysługuje władza i własność. Zaraz nazajutrz po śmierci męża, wezwała do siebie zarządcę, inspektom i wójta, wydała, jak za dawnych czasów rozkazy i zażądała rachunków. Jednocześnie rozeszła się wieść, że pomiędzy małżonkami przyszło do zgody, tak iż Engelstoft zniszczył akt darowizny i żona jego włada w Sofiehoej legalnie imieniem córki.
Brzmiało to dosyć wiarogodnie, wszyscy bowiem wiedzieli, ze zmarły był człowiekiem miękkim i chętnym do zgody, zaś „ropucha“ umiała z tego zawsze korzystać. Obmierzła baba! Wszyscy odczuli znowu w całej wsi i okolicy to samo, co poprzód obrzydzenie, niechęć i strach. W samem Sofiehoej wzburzenie było takie, że uczyniono próbę wypędzenia „ropuchy“. Tego samego wieczoru, kiedy ciało właściciela, otoczone konnymi parobkami z pochodniami w rękach zostało przewiezione do kościoła, padło poprzez szyby kilka kamieni do pokojów, w których mieszkała, zaś następnego dnia zebrał się pod jej oknami tłum wyrobników, parobków i dziewek dworskich, rycząc, krzycząc i odgrażając się nowoprzybyłej.
Teraz siedziała w kościele tuż obok pagórka kwiatów, pokrywających trumnę, ubrana w zwykły wdowi strój z długim, gęstym welonem na twarzy.