Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/11

Ta strona została przepisana.

skające story sypialni, oto wszystko co przynosiły im owe codzienne wędrówki starej kolasy.
Wieś stanowiło siedm, czy ośm niepozornych zagród chłopskich, oraz dwa razy tyle czworaków wyrobniczych. Nie mieszkał tu nawet pastor z rodziną, ale tylko nauczyciel, który jednak, jak się zaraz okazało, był kłótnikiem i intrygantem, przeto żyć z nim nie mogli. Doktor nie osiedlił się w Soenderboel z jakiegoś upodobania do tej wsi. Mieszkańcy chcieli mieć lekarza, a że Arnold zaręczony był już od trzech lat, przeto co prędzej poczynił starania w celu uzyskania stanowiska, by się móc ożenić.
W ciągu pierwszego roku odwiedzali ich krewni i znajomi, ciekawi zobaczyć, jak się urządzili w swej — Mezopotamji. Ale począwszy od drugiego już roku wizyty, stawały się coraz to rzadsze i nowożeńcy odwykli zwolna od widoku ludzi miejskich. Oswoili się dużo rychlej niż sami sądzili z nowemi warunkami życia i dobrali sobie przyjaciół i znajomych z pośród najbliższych sąsiadów. Teraz, po sześciu latach nie czuli się już zupełnie osamotnionymi.
Nie mieli na to zgoła czasu. Ema zatopiła się w pracy gospodarczej, a Arnold wracając od chorych, miał zawsze mnóstwo roboty w ogrodzie, albo w szopie, czy drewutni. Zarówno z potrzeby, jak i ze względów zdrowotnych sam rąbał i łupał drzewo opałowe, sprowadzane z dalsza z trudem niemałym. Prócz tego mieli codziennie świeże dzienniki, zaś w zimie otrzymywali regularnie posyłki książek z wypożyczalni, tak że co dwa tygodnie jawiła się w domu spora paczka, zawierająca wybór najwybitniejszej literatury sezonu.
Na twarzach ich, w linjach i barwach widniały niezaprzeczalne dowody, że się czuli dobrze i byli za-