Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/122

Ta strona została przepisana.

Stróż nocny sprawujący straż nad zabudowaniami Sofiehoej obszedł potrzykroć wśród dżdżu i ciemności wokoło stodół, stajen, obszernych lamusów, spichrza i zawrócił zwolna ku pałacowi. W skrzydle bocznem mieściła się duża, podziemna izba czeladna. Tam się skierował by spożyć wieczerzę i wypić kufel grzanego piwa, który nań czekał zawsze. Weszło w zwyczaj, że siedząc w ponurem tem podziemiu z latarnią przed nosem wszczynał pogwarkę z śpiącemi w sąsiedniej komorze dziewkami folwarcznemi, z których jedną bodaj zawsze budził blask światła i łoskot jego ciężkich bucisków o drewnianych podeszwach. Drzwi komory były dla świeżego powietrza zawsze otwarte w nocy. Stróż nocny Soeren był to człek stary już, przeto nie miały potrzeby krępować się nim, przytem, mimo nawyczki klęcia i mamrotania pod nosem, był zeń żartowniś nielada i dziewczęta chętnie wyciągały go na słowa. Zrazu dolatało od strony łóżek pytanie o pogodę, poziewanie, lub półsenne wyklinanie za nieznośny hałas, jaki czyni. Soeren, który miał ustaloną sławę kpiarza większego jeszcze niźli sam karbowy, umiał najniewinniejszemu z pozoru słowu nadać znaczenie, czyniące je nieprzyzwoitemu Zaraz też rozlegały się śmieszki i piski, poruszały się jedna po drugiej grube, wełniane kołdry i dziewczęta budziły się na dobre. Soeren, wróciwszy tej nocy, zły i przemoknięty do czeladnej, usłyszał że żadna z dziewek nie śpi. Paplały bez przerwy rozgłośnie. Zaledwo zauważyły, iż wszedł, a żadna nie odpowiedziała na jego: dobry wieczór. Podnieciła dziewczęta bytność urzędnika policji, oraz pogłoski obiegające wokół. Soeren usiadł niezadowolony przy stole i zaczął jeść. Odkroił scyzorykiem