Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/13

Ta strona została przepisana.

Niestety, djabeł jął wyprawiać różne dziwy właśnie onego dnia, kiedy mieli zjawić się goście. Cały dom był odświętnie przybrany i przysposobiony, a kołdry rozwieszone przy piecach, by oschnąć do reszty z pary wytworzonej szybkiem prasowaniem. Nagle nadszedł telegram z wieścią, że goście nie przybędą. W ostatnim momencie zjawiły się nieprzezwyciężone przeszkody i odwiedziny odłożono na czas inny.
W chwili nadejścia telegram u Arnold był u chorych, a Ema, przeczytawszy go, roześmiała się mimo woli, chociaż uczuła gniew. Powziąwszy szybką decyzje, wydała rozkazy dziewczętom służebnym i wszystko wróciło niebawem na swoje miejsce.
Arnold, wróciwszy około południa, zastał wszystko w zwykłym porządku, zaś Ema, chcąc zapobiec nagłemu wybuchowi niezadowolenia, przyjęła męża w progu rozpromieniona i wesoła.
Nic to jednak nie pomogło. Arnold był popędliwy i za każdą przeciwnością losu uważał się za osobiście obrażonego. Przeczytał telegram, a spalona słońcem i wiatrem twarz jego stała się ziemisto-bladą. Jął wyklinać bezwzględność ludzką i brak grzeczności.
Ema miała takie samo zapatrywanie, ale nie brała rzeczy jak on tragicznie.
— Dajmy już tem u spokój! — zaproponowała po chwili — Chodźno i siadaj do jedzenia. Przynajmniej dom zaopatrzony mamy teraz na długo w różne, dobre rzeczy!
Po obiedzie, jak zwykle, siedli w pracowni Arnolda i odprawiali „szarówkę“, a niańka zabawiała chłopców w jadalni po drugiej stronie sieni. Arnold uspokoił się już. Siedział nasycony w biegunowem krześle przy