Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/16

Ta strona została przepisana.

żeś jej nie widział. Spostrzegłszy mnie, natychmiast obróciła się plecami. Ja, oczywiście, udałam, że tego nie widzę, przystąpiłam, przywitałam się z nią i spytałam co u nich słychać i jak się mają dzieci! Toż to była komedja! Prawdziwa heca!
Z pokoju jadalnego doleciał płacz i pokrzykiwania. Widocznie mrok wywołał u malców chęć spania. Ema w stała, by zaświecić w jadalni lampę, a zarazem uśpić córeczkę.
Gdy wróciła, Arnold zaświecił sam wiszącą lampę w pracowni i pospuszczał story. Stad przy puszce z tytoniem i nabijał ponownie fajkę, poglądając wokół po pokoju.
— Czy wiesz co mi przyszło do głowy? — spytał żony — Mówiliśmy niedawno, że w pokojach naszych zrobiło się nieco przyciasno. Cobyś powiedziała gdyby posunąć półkę z książkami nieco bardziej ku drzwiom a wstawić w ten kąt owalny postument z gipsową figurą. Całość by na tem bardzo zyskała, mojem zdaniem!
— Straszny z ciebie, naprawdę, człowiek, Arnoldzie! — zawołała — Czyż niedość mieliśmy jeszcze w czasach ostatnich zamętu w domu? Dajże mi trochę ochłonąć, proszę cię bardzo!
— Aj! Czemuż się zaraz tak obruszasz? — odparł — Przecież to tylko propozycja!
— Wiem, ale opanowała cię od niedawna taka dzika manja przeinaczania wszystkiego, iż wydaje mi się, żeś naprawdę zachorował na kręćka.
— A z ciebie zrobiła się istna kwoka! Nie można postawić krzesła gdzieindziej, bo zaraz zaczynasz desperować!