Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/173

Ta strona została przepisana.

zgorszeniu obywateli, za oficera wrogiej armji, który czasu okupacji stał kwaterą w domu ojca.
Po raz pierwszy od ośmnastu lat znalazła się majorowa w ojczystym kraju. Przez ten cały czas raz tylko widziała się z siostrą i szwagrem, a mianowicie podczas ich poślubnej podróży za granicę, przed czternastu laty. Spotkali się wówczas w jednym z hoteli nad jeziorem Como, gdzie pani von Rauch spędzała wiosnę na świeżem powietrzu, po przebyciu pewnej, ciężkiej choroby, o której nie lubiła zresztą opowiadać.
Siostry pisywały do siebie często i serdecznie, a powitanie jakie miało miejsce tego ranka, świadczyło dowodnie o łączącej je miłości.
Burmistrzowa uczuła się jednak zaraz znużoną, a zarazem opanowało ją jakieś roztargnienie. Zdawało się jakby coraz to bardziej zaczynała lękać się siostry, która zasypywała ją mnóstwem pytań. Często udawała, że ich nie słyszy i zmieniała ustawicznie temat rozmowy.
Nakoniec zamilkła, legła z zamkniętemi oczyma i nie przerywała majorowej opowiadania o życiu w stolicy, nie słuchając go zresztą wcale.
Zapukano zlekka do drzwi i w progu stanęła mamzel Magensen z kwiatkami od aptekarzowej.
— Cóż tam znowu? — spytała chora niecierpliwie.
— Przyszła pani Bergmanowa i pyta, czy ją pani przyjmie?
— Nie... nie... niepodobna! Dzisiaj nie mogę » przyjąć nikogo... proszę, powiedz to pani aptekarzowej, Mogensen.
— Pani Bergmanowa sądzi, że panią burmistrzową zajmie opowiadanie o dzisiejszej uroczystości. Właśnie wraca z pochodu rzemieślników.