Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/195

Ta strona została przepisana.

złem, otoczony kłamstwem i oszustwem, doszedł do przekonania, że to samo ma u siebie w domu i stało się to jego chorobą. Przekonany, że żona wywiera zły wpływ na córkę, wysłał Ingrid na pensję. Ingrid przyjęła pewnego dnia kilka jabłek od syna podkomorzego, a ojciec uznał to za czyn hańbiący i nieprzyzwoity ze strony dziewczęcia.
Anna-Marja mówiła spiesznie, dysząc ciężko, jak ktoś kto nie może dłużej utrzymać tajemnicy, a jednocześnie nie chce odkryć całej prawdy. Nie patrzyła też siostrze w oczy, ściskając tylko kurczowo jej rękę.
Majorowa gładziła jej włosy. Zaczynała dorozumiewać się związku i uczuła wielkie wzburzenie. Straszniejsze tu działy się rzeczy niźli przypuszczała. To też nie śmiała pytać. Litość zamykała jej usta.
Ze słów Anny-Marji wynikało, że oskarża się też sama. Ale nie mogła uwierzyć w żaden czyn naprawdę karygodny i byłaby dała głowę za uczciwość siostry. Biedaczka była ofiarą szaleńca, opanowanego manją zazdrości. Rozpacz i osamotnienie sprawiły, że zaczęła winę przypisywać sobie samej.
Nagle zapukano do drzwi i ukazała się mamzel Mogensen w białym fartuchu z napierśnikiem.
— Cóż to? — spytała majorowa wstając. Anna-Marja była tak wzburzona, że nie mogła wymówić słowa.
— Ksiądz pastor Torm pyta, czy pani burmistrzowa przyjmuje?
— Pastor? — zawołała majorowa zdumiona i zwróciła się do siostry — Nie radzę ci wdawać się dzisiaj w rozmowę z pastorem...