Marja oczarowała go niewinnemi pieszczotami, dał się schwytać i opanować jej wesołością iście ptaszęcą.
Drogą plotek doszło doń, że nie był pierwszą miłością Anny-Marji, ale wówczas nic sobie z tego nie robił i zamknął na przeszłość oczy. Pocieszało go to, że narzeczona od dnia zaręczyn stała się cichsza i obojętniejsza dla ludzi. Miał na nią wpływ i byłby ją wychował po swej myśli, gdyby nie zakorzenione nawyczki, wyniesione z rodzicielskiego domu. Oba dziewczęta chowano tak, że zwracały ciągle na siebie uwagę i wysilały się, by się przedstawić jak najkorzystniej.
Zaledwo minęło kilka dni od zaręczyn, Annę-Marją ogarnął nerwowy niepokój. Zaczęła się ponownie interesować swymi adoratorami. Ciągłe, wśród rozmowy zachodziła w głowę co robi prowizor Andersen, co powiedział naczelnik biura Joergensen i co myśli agent handlowy Jensen. Pozatem zauważył narzeczony, że doskonale zna się na zaletach swych włosów, oczu, ramion, nóg i rąk.
Anna-Marja paplała jednak o tem wszystkiem z tak naiwną szczerością, że nie mógł jej czynić wyrzutów, z obawy, by go nie posądziła o zazdrość. Przypisywał to złym wpływom wychowania. Matka jej, równie bardzo piękna i pyszna, była przyczyną że dla zaspokojenia jej wydatków ojciec dopuścił się, zatuszowanej zresztą, kradzieży pieniędzy państwowych. Córki wychowane w tej atmosferze nie mogły być bez wad, to też postanowił wyrwać Annę-Marję z domu rodzicielskiego i tegoż jeszcze lata wziął ślub.
Ale zaraz podczas podróży poślubnej zaufanie jego do żony zostało silnie nadwerężone. Opowiadanie majorowej przy śniadaniu przywiodło mu na pamięć ten właśnie epizod. Pierwszy poślubny tydzień spędzili
Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/201
Ta strona została przepisana.