Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/202

Ta strona została przepisana.

wśród niebotycznych gór i tam Anna-Marja, przezwyciężywszy swą dziewiczą wstydliwość, odczuła zaraz wielki popęd miłosny. Nie działało na nią piękno natury, a widok przepaści, wodospadów, i pól lodowych przeistaczał się w erotyzm podniecająccy do uciech płciowych. W ten sposób działało na nią każde intensywniejsze przeżycie. Poświt wichru, nagły deszcz, a nawet przygody w podróży i drobniejsze wypadki wprawiały ją w oszołomienie, wypowiadające się pieszczotami i zabiegami miłosnemi.
Powinno to było już wówczas zwrócić jego uwagę, bo miłość tej małej, szczupłej kobietki posiadała napięcie siły przyrodzonej, była wybuchem wulkanu, miotającego żar kędyś z trzew ziemi. Nie posiadał jednak doświadczenia, nie znał kobiet, a owe objawy miłości upajały jego samego szczęściem.
W drugim tygodniu znaleźli się w zatłoczonym ludźmi hotelu, gdzie przybyli dla spotkania się z siostrą Anny-Marji. Siedzieli na tarasie we troje. Nagle zjawił się młody człowiek, wyglądający na porucznika, o miłej, ale przeciętnej powierzchowności, pozdrowił panią Rauchową i zaproszony przez nią, usiadł przy nich. Annę-Marję ogarnął niezwłocznie nastrój kokieteryjny, znany mu dobrze, a kiedy młodzieniec zaczął ją obsypywać komplimentami, nietylko nie okazała niechęci, ale zaczęła go prowokować. Umiała tyle po niemiecku, że jako tako rozmawiali i tak się zatopili we flircie, że przestali nań zupełnie zwracać uwagę. Doszło do tego, że Anna-Marja, która przez dwa tygodnie nie wychodziła z objęć męża, uścisnęła tajemnie pod stołem dłoń dopiero co poznanego młodzika.
Chcąc ją wystawić na próbę, wstał i oddalił się pod pozorem odebrania z poczty listów, ona zaś uśmie