Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/203

Ta strona została przepisana.

chnęła się na pożegnanie i powiedziało, że zaczeka nań przy stole. Gdy wrócił w pół godziny potem młodzieńca już nie było, a Anna-Marja nie okazała zupełnie, iż jest świadomą swego nietaktownego zachowania się. Nie przypuszczała wcale, by go miała urazić, gdy zaś wieczorem odbywali przejażdżkę po jeziorze, oparła głowę o jego ramię i była bardzo czuła. Onego dnia po raz pierwszy zaczął powątpiewać o jej szczerości.
Przyszło mu na myśl, czy nie należałoby wziąć rozwodu zanim wydadzą na świat potomstwo, ale odstąpił od tego, gdyż umiała odzyskać jego zaufanie. Pozatem liczył na wpływ środowiska, w którem się niebawem znajdzie jako jego żona.
Niestety wpływ ten okazał się zgoła nieoczekiwanym. Piękna, młoda kobieta otoczoną została w stolicy legją wielbicieli, a przyjmowała hołdy nawet od najnędzniejszych błaznów, których sama miała za nic. Mąż jednak czekał cierpliwie, licząc na dobrą naturę żony i wpływał w tym kierunku także na matkę swoją.
Nietrudno mu zresztą przychodziło przebaczać jej te drobne wybryki, bowiem nie miał wówczas powodów wątpienia w jej miłość. Wzruszała go swem szczęściem, swą wdzięcznością za śliczne gniazdko, za to że łożył na wszystko sam. Zaledwo stanął w drzwiach, wieszała mu się na szyi zasypując niezliczonymi pocałunkami, zanim zdążył zdjąć okrycie. Radując się życiem, zamieniała dzień każdy w uroczystość dla siebie i niego, stroiła się i przybierała, wysilając całą zdolność by mu się podobać.
Ostrzegł ją pewnego razu, by nie okazywała tyle sympatji obcym, którzy na to nie zasługują i powtórzył to, co już raz mówił czasu narzeczeństwa, że roztrzepanie 1 zalotność nie są jej do twarzy. Powiedział to bez