Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/204

Ta strona została przepisana.

cienia zazdrości, ona słuchała z ogromnem uznaniem, a rozmowa skończyła się na tem, że pełna skruchy, spłakana zasnęła na jego piersi.
Na drugi dzień mieli udać się na wielkie przyjęcie, a Anna-Marja wyglądała uroczo z obnażoną szyją i ramionami, do czego mąż, ze względów towarzyskich, musiał przywyknąć, mimo że mu sprawiało wielką przykrość. Tuż przed odjazdem zarzuciła mu ręce na szyję, i spojrzawszy poczciwie w oczy, powiedziała:
— Dzisiaj nie będziesz miał powodu do zarzucenia mi czegokolwiek. Obiecuję solennie.
Tymczasem zaledwo minęła godzina, żywem zachowaniem swem zwróciła na siebie ogólną uwagę. Mężczyźni zbiegli się zewsząd i zaczęli mlaskać językami z radości.
Celem zwrócenia jej uwagi, a zarazem dla okazania pewności siebie, spostrzegł bowiem zwracane ku sobie litosne spojrzenia, zostawił ją w kole adoratorów, sam zaś stanął z boku i wziął udział w żartobliwej rozmowie. Nie zważając na to, bawiła się nie krępując się wcale, a nawet wówczas gdy się zmarszczył udała że niczego nie spostrzega. Djabeł ją opętał, była w mocy popędu przyrodzonego, którego opanować nie mogła żadną miarą.
Wracając do domu, spodziewał się, że zacznie na ten temat rozmowę. Tymczasem najswobodniej w święcie paplała o damach i krytykowała mężczyzn. Wówczas rozumiał ją zaledwo przez połowę. Czyż to jest udawanie... czy łudzenie samej siebie...? Czy może tkwią w duszy kobiety uczucia i nastroje, których mężczyzna zrozumieć, ni określić nigdy nie będzie w stanie? Tak myślał wówczas.