Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/205

Ta strona została przepisana.

Z każdym rokiem większą się dlań stawała zagadką. Im dłużej ze sobą żyli, im poufalsze stawały się ich stosunki, tem bardziej oddalała się od niego. Ile razy zdawało mu się, że ją już zna, natychmiast jakieś słowo, jakaś mimowolna uwaga, czy chwilowe zamyślenie odsłaniało nowe, nieznane uczucia, czy strony jej istoty, które zaraz przysłaniała ciemń nocy.
Wspomniał, że pewnego razu gdy siedzieli przy stole nadszedł list od krewnych z Jutlandji, zawierający wiadomość o śmierci kuzyna w Ameryce. Byli już od lat kilku zaślubieni, a Anna-Marja nieraz opowiadana szczerze o kuzynku w Ameryce, który się w niej kochał potrochu, gdy była podlotkiem. Z niesłychanem zdumieniem spostrzegł jak silne wrażenie wieść o jego śmierci uczyniła na żonie. Wrażenie to nie było chwilowe, przeciwnie, zdawało się wzrastać! Gdy wszedł niespodziewanie wieczorem do salonu, zobaczył, że Anna-Marja kryje coś pospiesznie pod gazetę. Zażądał, by mu to pokazała, a gdy się oparła, wpadając w rozdrażnienie, wyjął jej z rąk rzeczy ukrywane.
Okazało się, że były to drobne pamiątki po kuzynie, kilka zwiędłych bukiecików, kokardek balowych z zanotowanemi datami, jakiś wierszyk karmelkowy i tem podobne głupstwa, które trzymała pod kluczem w sekretnej szkatułce. Zburczał ją za dzieciństwo, a zwłaszcza za to, że chciała te drobiazgi ukrywać przed nim. I znowu powtórzyła się dawna scena. Zrazu broniła się słabo, potem wysłuchała ze skruchą admonicji, padła mu z płaczem na szyję... i została dalej taką samą.
Mimo wszystko czuł się wówczas jeszcze bardzo szczęśliwym. Miłość Anny-Marji nigdy nie była go-