Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/208

Ta strona została przepisana.

netkę ku jednemu z ostatnich miejsc, w najciemniejszym kącie widowni. Spojrzał w tym kierunku i zobaczył Lundinga, rozmawiającego z pewną damą, siedzącą przed nim. Była nią, jak się później okazało, pani Ellinger, z którą spotkał się w podróży, ale jeszcze przed wyjazdem nawiązał stosunek w stolicy.
Podczas przerwy, kiedy Anna-Marja zachowywała się nad wyraz spokojnie, spytał czy widziała znajomych w teatrze. Odparła, że nie widziała nikogo. Gdy tylko jednak grać rozpoczęto i światła przygasły, a także przez całą resztę wieczoru, z coraz to większem podnieceniem zwracała ciągle szkła ku szeptającej ze sobą parze, która korzystała z ciemności by się zbliżyć do siebie.
Wracając do domu, rzucił od niechcenia.
— Radca Lunding był dziś w teatrze, a sądziłem, że jeszcze nie wrócił z podróży. Czyś go widziała?
Zawahała się na moment.
— Nie! — odparła po chwili — Gdzież siedział? — dodała obojętnie, jakby była myślami daleko.
Pierwszy to raz przyłapał ja na jawnem kłamstwie, ale nie mógł się i teraz zdobyć na nic stanowczego. Litował się nad nią. Zdawało mu się, że sama cierpi skutkiem braku otwartości, a jeśli kłamie to może dlatego, że boi się utracić jego miłość i zaufanie. Inaczej wyznałaby niezawodnie całą prawdę.
Niedługo potem otwarło się, skutkiem śmierci urzędnika, miejsce burmistrza w prowincjonalnem mieście, a on dostrzegł w tem znak z nieba. Stracił już nadzieję oddziałania na żonę przy pomocy przekonywania i prośby, a również i religja okazała się bezpożyteczną. Była jej jeno rozrywką, jak wszystko inne. Uczęszczała coprawda regularnie do kościoła