Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/214

Ta strona została przepisana.

Burmistrz wyminął odpowiedź kilku obojętnemi frazesami, poczem zaczął wypytywać o stosunki polityczne i społeczne w Niemczech i o to, czy majorowa czuje się zawsze jeszcze dobrze w przybranej ojczyźnie.
Majorowa odrzekła, że wielkie państwo ma tę wyższość nad małem, iż tam nikt nie przykrawa ludzi do szablonu, pozwalając żyć każdemu jak mu się podoba i jak mu najlepiej odpowiada.
— I to uważasz, droga szwagierko, za wyższość? — spytał.
— Oczywiście!
— Dziwi mnie to bardzo! — zauważył.
— Dlaczego? — spytała rumieniąc się.
— Ach... Ale może nie zrozumiałem? Cóż miałaś, łaskawa szwagierko, na myśli?
— Wszystko wogóle, przedewszystkiem zaś małżeństwo, owo łoże Prokrusta, na którem ginie mnóstwo kobiet w państwach małych.
Brunatna twarz burmistrza wydłużyła się i przybrała maskę otępienia. Zaczął się domyślać istotnego. znaczenia tych słów.
— Wiem potrochu jak się zapatruje współczesna Europa na małżeństwo i jego obowiązki, — rzekł traktując majorową pieczenia — ale nie czuję sympatji dla tezy absolutnej wolności, a sądzę także, że i łaskawa majorowa jest tego samego zdania.
— Wolę w każdym razie swobodę od owej wierności, która jest stryczkiem na szyi ofiary!
— Przytem, — ciągnął dalej, jakby nie dosłyszał uwagi majorowej — nie pojmuje czemu zawsze jeno kobietę uważa się za ofiarę w małżeństwie. Lepiej by zrozuiano kwestję, gdyby uwzględniono także i mężczyznę. Małżeństwo, przyznaję, nie jest zgoła idealną