Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/216

Ta strona została przepisana.

Jedynem usprawiedliwieniem dla mężczyzn być może, że nie mają wyobrażenia o skarbach miłości, jakie kobieta posiada, a skarbu tego wyczerpać nie jest w stanie mąż i cała nawet kupa dzieci. To też kobieta oszalałaby chyba, gdyby przynajmniej w formie fantazji czy marzenia nie wyzbyła się tego nadmiaru.
Burmistrz odpowiedział jeno pustym uśmiechem, przyczem pokazał swe doskonale utrzymane zęby.
— Zapatrywanie takie — odparł po chwili — jest niebezpieczne, albowiem wiedzie prosto do absurdu. Jeśliby tak było rzeczywiście, to ulicznica byłaby kobietą idealną. Dzieje się to nawet potrochu w życiu, a doszło już dziś do zenitu w literaturze.
Majorowa rzuciła serwetkę na stół.
— O, znam aż nadto dobrze tę waszą moralność pastorską i mam jej dość!
Burmistrz spojrzał na nią szybko i zmilczał.
Posiedział chwilę, potem zaś wstał, skłonił się chłodno i powiedział:
— Dziękuję!
Majorowa nie ruszyła się z miejsca.
Nie żałowała wyzwania. Pewna była, że siostra nie dopuściła się żadnego faktycznego wykroczenia, a zarazem utrwaliła się w przekonaniu, że wyczerpanie Anny-Marji nie pochodzi wyłącznie z choroby nerek, na które niedomagała oddawna, ale w znacznej mierze stąd, iż stała się niewinną ofiarą zemsty oszalałego z zazdrości człowieka.
Mamzel Mogensen wyszła zaraz po podaniu deseru. Czuła urazę z powodu, że burmistrz i majorowa mówili w jej obecności po niemiecku.
Ulżyła sobie, wyładowując swój żal wobec dziewcząt kuchennych.