Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/220

Ta strona została przepisana.

i bezwzględnie erotycznemu fantazjowaniu i marzeniom. Jednocześnie kryła się przed mężem w labirynt drobnych przysłonięć i odkształceń prawdy, a wreszcie w rzeczywiste kłamstwa, tak że wkońcu zatraciła zupełnie zdolność rozróżniania tego co złe, od tego, co czynić należy.
Powrócił do dawniej żywionego zamiaru rozwodu, ale go porzucił, nie ze względu na skandal, gdyż bardzo niewiele robił sobie z ludzkiego gadania,... a tylko dlatego, że prawo nie przyznałoby mu córki, przeto musiałby zostawić Ingrid w rękach matki, i tem samem skazać na zagładę.
Cóżby mu zresztą przyszło z rozwodu? Wszakże jego życie zniweczone już było doszczętnie. Przeszłość i przyszłość została zatruta, a każde miłe wspomnienie splugawione. Musiał się wstydzić nawet pamięci matki. Jedno mogło jeno złagodzić ból i dać może jeszcze zapomnienie,... Jedno, to jest... śmierć.

Burmistrz usiadł przy biurku i zaczął przeglądać pocztę, przyniesioną przez chłopca biurowego. Pośród wielu dużych, urzędowych, niebieskich i żółtych kopert znalazł maty liścik, zaadresowany ręką dziecka. Był to list od Ingrid. Pisała:

Drogi Ojczulku!
Cieszę się bardzo, że w sobotę przyjadę do domu, bo jest ciocia Liza. Pytam cię, drogi Ojczulku, czy wolno przyjechać w piątek. Mamy tylko rachunki, geografję i roboty, więc to jest nic, a panna Andersen pozwoliła, tylko chce, żebyś ty pozwolił. Ucałuj tysiąc razy kochaną Matusię. Cieszę się potwornie!
Twoja kochana Ingrid.