Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/233

Ta strona została przepisana.

Soeren Konsted i żona jego mieszkali w nędznej chałupinie wyrobniczej na samym skraju parafji.
Soeren był to człek bogobojny, cichy i zamknięty w sobie. Wobec obcych wydawał się nieco bojaźliwy, ale zato z iście biblijną surowością władał sprawami domowemi i rodzinnemi. Marjanna, żona jego była to osoba naiwna, zapracowana i otępiała skutkiem życia spędzonego w niewoli. Oboje byli wzrostu niemal karłowatego, zeschli o dużych twarzach, na których jaśniał martwy spokój istot, które skończyły bojowanie i w życiu nie natrafiają już na żadne trudności.
Pewnej wrześniowej soboty położył się Soeren obyczajem swym wcześnie do łóżka. Przespał już kilka godzin w szerokiem łożu, leżąc twarzą do ściany, zanim nadeszła dziesiąta, którą wydzwonił stary, bornholmski, stojący w kącie zegar głosem zardzewiałym, chrapliwym, poprzedzonym krząknięciem, jak to czynić zwykł człowiek stary, zanim mówić zacznie. O tej porze łaziła jeszcze na poły rozebrana Marjanna po izbie i przyległej kuchence, nosząc ze sobą niedopałek świecy, osadzony w niskim lichtarzu. Postawiła światło na stole pomiędzy oknami i, owinąwszy swą wielką, niemal łysą głowę chustką, spięła jej końce nad czołem kilku szpilkami.
To łażenie po nocy było starą nawyczką z czasów, kiedy dzieci były w domu i Marjanna musiała przez pół nocy łatać i cerować odzież, bowiem Soeren nie znosił niedbalstwa i nieporządku. Teraz brakło roboty, dzieci poszły w świat, na własny chleb, a jedna tylko, najmłodsza Greta służyła na plebanji. Ze starszych, jeden syn był kapralem w Randers, córka gospodynią w Herningu, drugi zaś syn został czeladnikiem ciesielskim w Wyborgu. Za wszystkiemi temi dziećmi