Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/234

Ta strona została przepisana.

wędrowała po świecie naiwna fantazja matki, a działo się to właśnie w nocy, kiedy łaziła z kąta w kąt, nie wiedzieć poco.
Przysposobiła się wreszcie do spoczynku, pośliniła dwa palce i zadusiła płomień. Przy świetle księżyca, kładącego na uklepanej, glinianej podłodze dwa świetlne prostokątne odbicia okien, usiadła na krawędzi łóżka, ściągnęła pończochy z nabrzmiałych żylskami nóg, przewiązała dokoła żołądka starą chuścinę i legła na pościeli. Po długich jękach udało jej się ułożyć sztywne członki pod pierzyną, a potem złożyła pomarszczone ręce na piersiach i odmówiła modlitwę wieczorną:
— Dziękuję ci też, Panie Boże, za dobre zdrowie i powodzenie. Odpuść mi grzechy i zachowaj ode złego, Amen. Rządź sercem mojem i odejm rece me od złego... przez święte imię twego Syna Jezusa, Chrystusa, Pana naszego, Amen. To samo odmawiam ja za ciebie, Per, za ciebie Zofjo, za ciebie Joergenie, oraz za ciebie mała Greto... Niechże łaska boska weźmie nas wszystkich w swoją opiekę.
Podczas tej inwokacji, wygłaszanej cichym pomrukiem, coś czarnego, podniósłszy się z łóżka, skoczyło na ziemię. Kot wygrzewający się dotąd pod pierzyną uczuł potrzebę przeciągnąć się trochę. Stał z wygiętym grzbietem i podniesionym ogonem pośrodku jednego świetlnego prostokąta na ziemi. Z zielonych oczu sypały mu się iskry, tak że wydawał się zjawą piekielną. Zaczął wkońcu miauczyć.
Marjanna uciszała go, Soeren wydał przez sen rodzaj rechtania, co było znakiem wielkiego niezadowolenia. Ale kot miauczał dalej, zachciało mu się myszy, wabił go księżyc i podniecał krwiożercze