Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/238

Ta strona została przepisana.

— Trina Hansa Modsensa. Podobno widziała w sobotę w nocy jak szedł w koszuli przez pole Pera Onsena.
— Nie powtarzaj głupstw... nie wierzysz w to przecież...?
— No naturalnie!
— Wiesz... ta bajka powstała jeno z powodu nieszczęścia, jakie spadło na biednego Jespera. Baby robią zaraz z takich rzeczy Bóg nie wie co...
Mieli na myśli kowala wioskowego, zmarłego niedawno, o którym dużo gadano za życia. Ożenił się z kobietą rozwiązłą i pijaczką, że zaś sam Jesper był człowiekiem porządnym i pracowitym, tedy żyli ze sobą nie najlepiej. Potem żona umarła, a on zesmutniał i sam zaczął pić. Ludzie osądzili, że go trapi sumienie za to, iż był nieraz surowym dla żony, przyczem nieraz nie obeszło się bez policzka. Jednego dnia kuźnię zastano zamkniętą, a Jespera wiszącego na postronku w szopie.
Młodzi spacerowali przez parę godzin wzdłuż ocienionej krzakami drogi. Znaleźli się po raz może dwudziesty na jej skraju, tam gdzie się łączyła z gościńcem, gdy Greta, widząc, że księżyc przeszedł na zachodnią stronę nieba, postanowiła zakończyć przechadzkę.
— Idź już do domu, Niels! — powiedziała.
— Cóż tak pilnego? — spytał.
— Ja muszę już wracać!
— Ano... to trudno... — zgodził się.
Niełatwo jej przyszło rozstać się z narzeczzonym. Objęła go za szyję, a on ją przycisnął do piersi.
— Drogi mój! — szepnęła.