Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/259

Ta strona została przepisana.

światopoglądu wraz z konkretną sentencyjką, którąby można zaraz zanotować w oprawnym wykwintnie pamiętniczku.
Łamię tedy pieczęć Salomonową ust moich i bez żadnych zastrzeżeń i niedomówień daję tutaj swój osobisty pogląd na Boga i porządek świata. Inaczej mógłby ktoś mniemać, że milczę, ponieważ nie posiadam solidnego poglądu, a może jestem zgoła jednym z tych fermentujących duchów, będących ofiarą nieustannie zmieniających się nastrojów, lub, co gorsza, niezrozumiałych, ciężko rodzącym sfinksem, wylęgającym światopoglądy dla przyszłych tysiącleci, pośród jałowej pustyni nicości.
Wiem dobrze, że znalazłbym więcej uznania naszych udoktoryzowanych krytyków literackich, gdybym jak niejeden z nich przyodział się w pozór bezsennego dumacza, namaszczonego błazenka, który przybiera miny nieszczęśliwca, który objadł się ciężkostrawnych owoców myśli. Ale i tę pokusę oddalę i zrezygnuję na całą wieczność z tytułu poetyckiego jasnowidza z bożej i recenzeńskiej łaski. Wolę, prawdę mówiąc, pozostać tem, czem jestem, to znaczy człowiekiem zamiłowanym w jasności myśli, oraz męskiej równowadze ducha. Może ktoś nazwie pedanterją to, że lubię by procesy odnowcze i odżywcze mego życia duchowego miały przebieg normalny i spokojny, bez wzdęć, wywołanych fermentem i przynależnem do takiej choroby zapłodnieniem przeraźnemi wizjami. Nie lubię, poprostu koliki nastroju, oraz ciągłego ucisku robaków skruchy, dlatego też zabieram się wówczas dopiero do wygłoszenia myśli, kiedy zbadałem, że puls mi bije normalnie, a język nie jest obłożony.
Powiedziawszy co powyż, zaczynam opowiadanie.