Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/277

Ta strona została przepisana.

— Tak! Zastałem kilku agentów handlowych, znajomych Natana... Przytem strasznie mnie zęby bolały... Nie mogłem wytrzymać!
— Przepraszam, — ozwał się z zaciekawieniem kandydat — czyż naprawdę grog pomaga na ból zębów? Właśnie przed kilku dniami...
— Czy pomaga? Skądżeś pan spadł u licha? Na ból zęba niema nic lepszego niż tęgi grog! Zawsze się tem leczę. Gdy jeno poczuję wiercenie... palę zaraz trzy, cztery, pięć, sześć szklanek gorącego jak djabli grogu i...adiu Fruziu...niema bólu... już po nim...
— I po panu, zdaje się! — rzekł Lindemark, spoglądając na młodego człowieka przez stół.
— Jakto po mnie? — zdziwił się Hansen — Acha... Lindemark... chcesz być dowcipny... Niee... daj sobie z tem spokój... Nie dasz rady.. to nie twoja rzecz... nie...
Ogarniało go coraz bardziej rozmarzenie pijackie. Rozsierdził się i zaczął pokrzykiwać, ale mu w tem przeszkadzała czkawka. Usiłował też zapalić wielką, drewnianą fajkę, którą trzymał w zębach. Zapalał jedną zapałkę po drugiej i pykał pomiędzy dwoma czkaniami, nie dostrzegając wcale, że fajka była zamknięta przykrywką.
Gospodarz przyniósł kawę dla niego i Petersena. Pod pachą miał litrową flaszkę koniaku. Postawił ją na stole „do łaskawego użytku“, jak się wyraził.
— Hm, niezła to rzecz! — pochwalił Hansen i zaświecił nową zapałkę — Ale wiecie, Soerenie, że tu siedzą ludzie, którzy zazdroszczą człowiekowi każdego łyku?...
W tej chwili zamilkli wszyscy. Otwarły się cicho drzwi do izby sąsiedniej i ukazała się w półciemku