Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/28

Ta strona została przepisana.

Ale uparta służąca nie ustąpiła. Stojąc w drzwiach, wybałuszyła na przybysza swe wielkie, żółte nieruchome oczy.
— Możesz odejść! — powiedziała jej wreszcie Ema — Przyjdę zaraz i zarządzę co trzeba!
Kucharka odtoczyła się zadąsana.
— Może zagra nam pan ów danse macabre? — zaproponował Alnold.
— Jestem jeno lichym dyletantem... — odrzekł przybyły — ale jeśli państwo będą pobłażliwi...
Usiadł ponownie, przebiegł akordami klawjaturę, ale wstrzymał się po chwili, potrząsnął głową i wstał.
Oparty łokciem o fortepian, rozglądał się niespokojnie po pokoju.
— Państwo pomyślą pewnie znowu, że jest we mnie coś niesamowitego, — powiedział — ale nie mogę się oprzeć wyrażeniu pewnej prośby. Radbym pozaświecać wszystkie świece w żyrandolu. Wszystkie wogóle światła w całym domu! Chciałbym się też przebrać. Uprzednio już poprosiłem o wstawienie mych kuferków do gościnnego pokoju. Jak rzekłem, jestem jeno dyletantem i nie mogę w żaden sposób wprawić się w należyty nastrój muzyczny, gdy nie mam na sobie fraka!
Arnold i Ema zadrżeli formalnie i mimowoli spojrzeli po sobie. Nie ulegało już żadnej wątpliwości, niezwykły ich gość miał myszki w głowie.
Zbliżył się do nich i najspokojniej objaśniał swą prośbę. Z muzyką Pieczowa poczynił te same doświadczenia, co przyjaciel jego z utworami Szekspira. Otóż nie mógł on znosić tego mistrza inaczej, jak w teatrze.
Przyjacielowi tem u udzielił ktoś rady, by ubrał się w strój wizytowy, przybrał pokój kwiatami i pozapalał