Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/280

Ta strona została przepisana.

starych, kiedyto, jak panu wiadomo, damy nie nosiły majtek!
Przez cały czas tej przemowy trzymał kufel piwa przy ustach. Skończywszy, postawił go na stole i wybuchnął donośnym śmiechem.
Porucznik milczał, patrząc przed siebie tępo, jakby nie słuchał. Ale hałaśliwa gadanina Hansena sprawiała mu wyraźną przykrość. Coraz to więcej bolesnych zmarszczek jawiło się na jego twarzy, a czerwone powieki drgały nerwowo.
Pan Hansen pociągnął piwa i znowu porwała go czkawka. Gruby jego brzuch trząsł się straszliwie i nie mógł wyrzec słowa. Lindem ark czytał dalej gazetę, a Hacke wyciągnął nogi i zaczął poziewać.
— Cóż u licha! — wykrztusił nareszcie na poły zaduszony Hansen — Czemuż milczycie wszyscy? Zabawmy się! Dalej, powiedzże, Hacke, jakąś facecję! Przestań przewracać oczyma... Opowiedz panu doktorowi o bitwie pod Plewną i o swojej kochance, która służyła jako dobosz, a potem urodziła dziecko w wielkim bębnie... Ha... ha... panie ten... z Kopenhagi... niechże pan sobie wystawi... podczas marszu... a pan porucznik walił co sił pałkami, by nie było słychać krzyku bękarta.. Ha... to wyśmienita hjstorja... prawda? Albo opowiedz coś z Azji... wiesz, Hacke... jak to było z kotletem z lwiego mięsa, który jadłeś codziennie na śniadanie, zaś na obiad polędwicę z tygrysa i pieczone palce małp...
Palnął pięścią w stół, aż podskoczyły szklanki i, ryknąwszy straszliwym śmiechem, rozparł się na stołku.
Porucznik zatkał sobie rozpaczliwym gestem uszy.