Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/300

Ta strona została przepisana.

— To prawda. Żądza przygód towarzyszy mu od najwcześniejszej młodości. Jako student zbiegł z domu i wstąpił do armji obcej i w dwudziestym roku życia zdobył krzyż zasługi. Niewielu przeżyło to co on.
— Małżonek pani powiada, że nie można wierzyć wszystkiemu co mówi...
— Tak... tak... porucznik Hacke to dziecko, fantazja unosi go też nieraz. Cóż to jednak znaczy? Marzenie i życie... są w gruncie jednem i tem samem, a tylu na świecie ludzi nudnych...
W tej chwili wśliznęła się z jadalni szafarka i przystąpiła lękliwie do pani domu.
— Czegóż chcesz, Steensen? — burknęła pani Lindemark głośno i władczo.
Biedna kobieta zatrzęsła się.
— Chciałam przyłożyć torfu do kominka!
— Obejdzie się!
Stara kobiecina odeszła zmieszana, a Petersen spoglądając na jej podniesione łopatki nabrał nagle pewności, że szafarka podsłuchiwała co mówią, a weszła poto jeno, by im przeszkodzić. Czyżby tedy oburzenie pani Lindemark na złego teścia Natalji, który ją dręczył i więził, miało podkład osobisty? Tak, myśl podnieciła niezwykle jego twórczą fantazję i pewny był już, że Lindemark otacza żonę płatnymi szpiegami. U każdych drzwi taiło się baczne ucho, a przez dziurkę od klucza zazierały zawistne oczy...
Nie mógł się dalej nad tem zastanawiać, bo Lindemark wrócił. Trzymał w ręku zwinięty w wałek papier.
Rysy gospodyni domu zmartwiały natychmiast, a w oczach błysła nienawiść bezbronnego, prześlado-