zapowiedź Lindemarka, dotycząca zmiany pogody. Burza ustała, czasem tylko jeszcze zawył wiatr i rozległ się jakiś niesamowity szelest na szczycie dachu.
Nagle nastawił uszy i obejrzał się. Od strony schodów wiodących do sypialni na piętrze rozległo się szczekanie psa, którego łatwo rozpoznał po głosie. Był to gruby pudel jejmości. Usłyszał również głos Lindemarka, który starał się łajaniem uspokoić złą bestję, ale miało to skutek wprost przeciwny, bo pies wpadał w coraz to większą pasję. Po chwili zatrzaśnięto drzwi, rozległ się zgrzyt klucza w zamku i pies umilkł niezwłocznie.
Petersen wiedział co o tem sądzić.
— Hm... — powiedział do siebie, zdejmując ubranie — To naprawdę szkaradna sytuacja! Biedny Lindemark.
W niesamowitym zgoła nastroju, wlazł pod kołdrę i starał się zasnąć. Ale nie udało mu się to, zapalił więc świecę i zaczął czytać dalej leżącą na nocnym stoliku, rozpoczętą popołudniu książkę.
Przerwał na owem komicznem intermezzo z rozbieraniem dziewczyny przez nimfy. Jasnowłosa pobiegła na kiermasz, a na scenę wkroczył reprezentant filisterstwa i tępoty umysłowej pan literat Paćkarz z latarnią w ręku. Był to nędzny błazen, zajmujący się moralizowaniem, wytykaniem błędów, odkrywaniem nadużyć, wyszydzaniem głupstw, oraz wielbieniem wszelakich cnót kołtuńskich.
Szedł on również na kiermasz i zabłądził w lesie czarodziejskim. Pieni się ze złości i przysięga nie zejść do śmierci na krok z trotuaru miejskiego. Mimo że w głębi podnosi się zasłona i widać czarowny taniec elfów w promieniach księżyca, literat wyklina ciemność
Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/316
Ta strona została przepisana.