Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/319

Ta strona została przepisana.

rozwiązania... Przepraszam... wszak pan jesteś teolog...?
— Filolog!
— Acha... Ale także jako filolog studjujesz pan religję... religję filologiczną oczywiście... pan rozumie? Powiedzże mi pan... czy powstały w nowszych czasach jakieś ciekawe systemy? Za moich lat młodych najznakomitszym był... ten... psia... jakże się zowie... acha Hegel... prawda? Przepyszny człowiek! Tylko nie wiem... zapomniałem... czy Hegel wierzył w nieśmiertelność duszy?... To znaczy... w zmartwychwstanie, życie pozagrobowe i tam dalej... i tam dalej?...
Nieszczęsny filolog nie miał żadnej ochoty rozpoczynać dysputy filozoficznej w tym straszliwym przeciągu. Było ciemno, bo wiatr zgasił również drugą świecę. Głowa porucznika, kapelusz z piórem, cietrzewie i lufa strzelby, przewieszonej przez ramię, rysowały się czarno na tle księżycowego światła.
— Rozumiem... rozumiem — ciągnął dalej porucznik — Nauka rozwija się... Hm... nieśmiertelność!... Czemże jest jak nie blagą klechów? Po śmierci rachunek zostaje skwitowany i basta! Leżymy sobie w czterech deskach i czekamy na zmartwychwstanie w postaci pary wodnej związków wapna i innych nawozów sztucznych... nieprawdaż? Narodzimy się ponownie jako kwitnący krzew, chmura, lub orzeźwiający deszczyk i żyć będziemy dalej w tej postaci. Jest to w gruncie myśl nader podniosła... idea, powiem, szczytna...
Petersen przerwał mu, zwracając uwagę, że jest noc i że może się zbudzić ktoś z domowników, lub pies.