Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/35

Ta strona została przepisana.

szyła, by nic sobie nie robiła z tego, że suknia jest pomięta i wyszła z mody... Cóż to szkodzi? Wszakże idzie jeno o żart karnawałowy.
Ale Ema nie chciała o niczem słyszeć. Niezadowolona siedziała na brzegu łóżka i odmówiła mu pomocy w szukaniu białej krawatki.
Tymczasem rozegrała się burzliwa scena.
Stara Anna dreptała w pantoflach i mruczała, jak to zresztą czyniła zawsze, gdy nie wszystko szło po jej myśli. Wyniosła właśnie z piwnicy miskę z zimnemi kaczkami i rozkazała pomocnicy postawić garnki na ogniu, gdy nagle uchyliły się drzwi i stanął w nich nieznajomy we fraku, białym krawacie, z różą wetkniętą w butonierkę.
Kucharka machinalnie padła na jedno kolano i jęknęła głośno. Niewiele brakło, by upuściła miskę z mięsiwem. Gdyby ujrzała przed sobą djabła we własnej osobie, nie mogłaby się przerazić bardziej.
On stał w drzwiach uśmiechnięty i spozierał na nią przyjaźnie.
— Nie przeszkadzam... nie przeszkadzam... chciałem tylko powiedzieć... Widzę, że kuchareczka zaczęła nakrywać do stołu w jadalni. Ale tam dosyć chłodno i jakoś nie przytulnie! Możeby było lepiej nakryć w salonie. W jadalni możnaby w takim razie przyrządzać półmiski przed podaniem na stół.
Anna postawiła miskę z kaczkami na stole kuchennym z takim rozmachem, że zadudniło głośno.
— Proszę pamiętać, że słucham tylko rozkazów państwa... rozumiesz pan? — wrzasnęła nieprzyjaźnie.
Patrzył na nią przez chwilę ostrym wzrokiem.
— Wiem o tem bardzo dobrze — odrzekł po namyśle