Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/62

Ta strona została przepisana.

hotelach prowincjonalnych, albo kabaretach kopenhaskich.
Ema odczuła dlań prawdziwe politowanie, słysząc z jak wściekłą zapalczywością, starał się unicestwić swego domniemanego rywala. Sprawiało jej to z drugiej strony przyjemność. Krwiożercze słowa padały w jej duszę niby gorące krople miłości. Tylko dziwnie, nie zorjentował się Arnold. Agent handlowy... śpiewak wędrowny...! Miły Boże... wszakże dla niej nie miało żadnego znaczenia, czem się trudnił! Nie pragnęła wcale spotkać się z nim kiedykolwiek w życiu. Śmieszyło ją nawet, że mogła sobie sama w pierwszej chwili pomieszania czynić wyrzuty z powodu tego grubaska. Dla niej był i pozostanie nazawsze tym, za kogo się podał, będzie go uważała za księcia karnawału, który na chwilę, na noc jedną otworzył jej wrota czarownej krainy baśni i uwieńczył ją królewską koroną.
Pastor Joergensen po raz dziesiąty sięgnął po zegarek i zawołał:
— Amaljo! Musimy natychmiast jechać.
W tej samej chwili padł z zegarkiem w ręku w fotel, bo przyszło mu na myśl coś, co koniecznie musiał opowiedzieć. Z czasu młodości słyszał od rodziców, że zupełnie podobne zdarzenie miało miejsce w domu pewnego leśniczego w górnej Jutlandji. Pewien nieznany człowiek wcisnął się pod fałszywym pozorem do rodziny i przez kilka dni zażywał wszelakich rozkoszy.
— Niestety zdarzenie tamto miało dużo tragiczniejszy przebieg! — dodał, wstając — O ile pamiętam, zakończyło się straszną katastrofą rodzinną. Zdaje mi się, że leśniczy zastrzelił się z rozpaczy.