Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/74

Ta strona została przepisana.

którem i Engelstoft sam i ojciec jego zarządzali bardzo niedbale, doszły do wielkiego rozkwitu. Przytem jednak raziło ludzi, iż była podejrzliwa, swarliwa, skąpa i żądała rachunku z każdego oera wydanego na utrzymanie domu.
Po ojcu wywodziła się z rodziny bogatych ziemian, ale matka jej była córką chłopa, zamożnego kmiecia i handlarza końmi z okolicy Randersu. Nie kryła tego przed nikim, przeciwnie chlubiła się matką i jej rodziną, natomiast nie wspominała przed obcymi ojca swego, łowczego van Dekena, który z szlachecką werwą przehulał majątek handlarza końmi, tak, że po jego śmierci żona z nieletnią córką znalazły się bez środków.
Engelstoft poznał swą przyszłą małżonkę w roli guwernantki u pewnego ziemianina, siedzącej na szarym końcu stołu, pośród dzieci.
Mimo niesłychanej karjery, jaką zrobiła biedna nauczycielka, zostawszy panią na Sofiehoej, stawała się z roku na rok bardziej skryta i nieprzychylna ludziom. Przezwano ją „ropuchą“. Nieustannie skłaniała do procesów i skarg sądowych swego wesołego, miłującego spokój męża, tak, że ciągle miał spory, czy to n. p. z władzami o naprawę drogi, czy z którymś z sąsiadów, o granicę. Ile razy uczuła podejrzenie, że ktoś zamyśla ją poszkodować, rzucała wszystko na szalę, nie chcąc słuchać propozycyj ugodowych.
Ciężką miał sprawę Engelstoft, zanim mu się udało dostać rozwód i wszyscy zachodzili w głowę jak mógł się zdobyć na tyle odwagi. Podczas pertraktacyj rozwodowych, w pałacu bywał codziennie doradca prawny Engelstofta, adwokat Sandberg, a opowiadano sobie, że małżonkowie zabarykadowali się, każde w osobnem skrzydle i rozmawiali jeno przy świadkach. Szesnasto-