Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/82

Ta strona została przepisana.

Chłop spuścił oczy zawstydzony wielce, a kapelan udał się na peron, chcąc uniknąć dalszych pytań.
Wieść o przyjeździe ropuchy rozeszła się szybko i mnóstwo ludzi ruszyło ku stacji. Kłapiąc sabotami, szli gospodarze i parobcy z fajkami, z których wiatr porywał iskry, oraz dziewczęta w chustkach rozgadane, wesołe i dowcipkujące. Wyłonił się z ciemni pociąg, potem zajechał przed stację, a peron był w tej chwili zapchany ciekawymi, którzy wyciągali szyje i stawali na palcach, by zobaczyć przybyłą.
Konduktur pootwierał drzwi i wykrzyknął nazwę stacji. Z przedziału pierwszej klasy wysiadła kobieta w szarym płaszczu z futrzanym kołnierzem.
— To ona! Patrzcie! — przeleciało po tłumie.
Kto ją znał, spostrzegł odrazu, że postarzała się bardzo. Kędzierzawe, jasne włosy pobielały, a oczy podkrążone były ciemno i widniały pod niemi fałdy skóry. Ale głowę niosła, jak poprzód, wysoko i zachowała szybkie, zdecydowane ruchy.
Kapelan przystąpił i przedstawił się. Oddała pozdrowienie, nie podając mu ręki, a spostrzegłszy otaczający ją tłum, nasunęła trwożnym ruchem welon na twarz.
Kapelan zajrzał do przedziału, a zobaczywszy że pusty, spytał z przerażeniem:
— Panna Estera nie przybyła?
— Nie! — odrzekła krótko i zwróciła się zaraz do swej garderobianej, wysiadające] właśnie z pakunkami z innego wagonu, celem wydania poleceń.
— Panna Estera przybędzie tedy następnym pociągiem... nieprawdaż?
Udała, że nie słyszy, zebrała fałdy sukni, zwróciła się ku drzwiom poczekalni krokiem pewnym, szybkim,