Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/91

Ta strona została przepisana.

zdrowo! Wie pani, córka moja zapomniała, wyjeżdżając niebieskich, jedwabnych pantofli swoich. Niech je położą przy jej łóżku. Wszystko ma być tak, jak w dniu odjazdu... Proszę koniecznie powiedzieć to mamzel Andeisen!
— Wszystko załatwię...
— Dziwne, że zapach ten tak mi może dokuczać. Byłem sam przecież namiętnym palaczem... Ach... wszystko się już widać kończy... tak... tak...
— Proszę nie mówić tyle! A może zabrać górną poduszkę? Będzie panu wygodniej...
— Dobrze, niech ją pani zabierze! Ale czemużto nie dała mi pani lekarstwa?
— Doktór powiedział, że lepiej nie zażywać wieczorem.
— Doktor... Doktor... on tyle gada! Niechby mi raczej trochę pomógł! Gdyby ludzie wiedzieli jak ciężko jest umierać, nie weseliliby się wcale w życiu.
Pielęgniarka zakrzątnęła się koło niego i, dawszy mu trochę ciepłego mleka, odeszła, chcąc by się uspokoił. Ale zanim doszła do swego pasjansa, zawołał jej.
— Proszę usiąść trochę przy mnie! — prosił ze strachem w głosie — Nie mogę spać mimo znużenia... A prawda. Gdyby kapelan chciał tu przyjść razem z paniami, proszę go bardzo przeprosić, ale nie mogę go dziś przyjąć. Zresztą, zdaje mi się, że mówiłem to już. Tracę pamięć... Mąci mi się w głowie... Trochę wody, siostro... trochę wody...
Zaledwo wypił, zamknęły się znużone powieki jego. Po chwili zapadł w półsen odrętwienia.
Spał jeszcze, kiedy w godzinę potem w domu nastał niepokój z powodu powrotu powozu, a siostra Bodilda nie mogła się zdobyć na to, by go zbudzić. Są-