Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/99

Ta strona została przepisana.

Cóż pomyśli o ojcu, który ją okrada, by wznieść pomnik pamiątkowy dla owej... damy, z powodu której wygnaną została z domu jej matka? Zapewniłeś jej roczną pensję z dochodów Sofiehoej? Ślicznie! Czy sądzisz, że przyjmie tę poniżającą jałmużnę Estera? Że da się pozbawić tego, co jej się należy z urodzenia? Tak możesz, zaprawdę, myśleć ty jeno, bo mimo całej dostojności i honoru szlacheckiego, nigdy nie wiedziałeś co znaczy szlachetność duszy.
Chory usiłował kilka razy przerwać jej, ale nie mógł, jęczał tylko głucho. Zaczął poruszać rękami, chcąc usiąść, ale nie był w stanie tego dokazać. Z gardła wychodziło teraz ciche jeno rzężenie.
Pani Engelstoft zwróciła wkońcu uwagę na zmieniony wyraz twarzy męża, przeraziła się bardzo i przywołała co prędzej pielęgniarkę. Siostra Bodilda wzięła małą flaszeczkę i odliczyła kilka kropel na łyżkę. Z siniejącego czoła wydobywał się wielkiemi kroplami pot i spływał po twarzy. Palce zakrzywiły się nakształt szponów i zakrzepły w bezruchu.
— Prędzej! Prędzej! — zawołała pani Engelstoft. Na widok cierpień męża, przeistoczyła się nagle.
Siostra Bodilda zbliżyła łyżkę do ust leżącego, ale było już za późno. Wargi zacisnęły się kurczowo, z kąta ust sączyło się trochę piany.
Po kilkuminutowej walce ciało opadło martwo na ramiona pielęgniarki, a głowa spoczęła na jej ramieniu.
Pani Engelstoft cofnęła się wstecz i stała w nogach umierającego przez cały czas śmiertelnej walki. Przysłoniła dłonią oczy. Nie mogła znosić widoku cierpiącego człowieka, czy zwierzęcia. Gdy się wszystko skończyło i zmarły usunął się już poza sferę jej niena-