Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/162

Ta strona została przepisana.

nie zetknął się od czasu pobytu w dziecięcych latach na wsi, u wuja w Jutlandji.
Gdy się jednak znaleźli w stajni, gdzie były krowy, uwagę jego zwróciło w pierwszej linji gniazdo jaskółcze, przyczepione do pokrytych pajęczyną belek powały. Za ich wejściem uciekła para jaskółek.
— Prześliczne! — zawołał w zachwycie. Anders myślał, że ten okrzyk dotyczy jego krów, uśmiechnął się przeto i uderzywszy silnie dłonią po zadzie krowy opasowej, powiedział wesoło:
— Tutaj oto, może ksiądz kapelan zobaczyć ładny kawał mięsa!
Krowy były to ulubione stworzenia Andersa Jörgena, który uzyskał nawet w okolicy sławę wybitnego hodowcy i producenta opasowego bydła. Wiedział dokładnie, ile mleka daje każda z jego siedmiu krów i ile ważyła i waży każdego dnia, przez cały ciąg pobytu w stajni. Na palcach umiał wyliczyć, ile spotrzebowały funtów sieczki, zielonej paszy, śrutowin, słomy i makuchów i jaki przez ostatnich lat dwadzieścia był stosunek cen masła i mięsa do cen paszy. O wszystkiem tem rozprawiał niezmiernie wymownie, dając niemal naukowo ujęty wykład nowoczesnego, stajennego karmienia forsownego, którego był namiętnym zwolennikiem.
Emanuel słuchał z coraz większem zdumieniem. Mały, napół ślepy, niezdarny człowieczek, którego wziąć było można za głupawego dziwaka, mówił z zapałem, bronił własnych poglądów i przejawiał znajomość rzeczy, oraz fachowość niesłychaną. Wydało mu się to jednym jeszcze więcej dowodem, że jeno skutkiem niedostatecznej znajomości chłopów, inne klasy po wszystkie czasy krzywdziły ich