Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/165

Ta strona została przepisana.

przeskakiwała po krótkiej rozwadze próg i zaraz brały się do dziobania okruszyn rozsypanych po glinianej podłodze, pod stołem i ławkami. Sam jeno wspaniały kogut przystanął przed drzwiami, gulgocząc, niby baczny strażnik, co przestrzega i zachęca jednocześnie.
Hansina uczuła się tak znużona bezsenną nocą i przejściami duchowemi, że musiała po skończonej uczcie pójść do swej komórki celem odpoczęcia.
Było to wielkiem rozczarowaniem dla Emanuela, który pragnął pomówić z nią nareszcie bez przeszkód. Przez całą godzinę zabawiała go sama jedna Elza, bo nawet Anders Jörgen skorzystał ze sposobności i przemknąwszy chyłkiem pod stodołą, zażył sobie codziennej, poobiedniej drzemki, poddłożywszy pod głowę drewniany sabot.
Elza oprowadziła Emanuela, chłopskim zwyczajem, po całym domu. Pokazała mu kuchnię i pralnię, gdzie musiał przyjąć życzenia szczęścia od uśmiechniętej komornicy, która mu podała mokrą rękę, zawiodła go do solarni i do piwnicy z mleczywem. Tam został ku czci jego zrobiony spory kawał masła.
Potem udali się do „sali,“ wielkiej, błękitno malowanej komnaty, położonej po drugiej stronie sieni, gdzie stała tylko wielka szafa z odzieżą i trzy ogromne, zielono malowane skrzynie, zawierające domowy zapas płótna, bieliznę, nakrycia stołowe, oraz pamiątki rodzinne. Elza otwierała skrzynie, jednę po drugiej, a Emanuel zobaczył mnóstwo rzeczy niezwykle dlań ciekawych. Były tu koszule ślubne, liczące cały wiek, napierśniki i makaty kunsztownie haftowane z imionami i datami, których wykonanie lata pracy kosztowało, dalej czepce