Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/21

Ta strona została przepisana.

osobę, to też pominięcie, jakiego doznał przy okazji kilkakrotnego obsadzania bogatych prebend, przypisał temuż właśnie zwierzchnikowi i postanowił nie wnosić podań, jak długo będzie zarządzał diecezją. Postanowienie owo utrzymał w mocy przez nienadmierne samozaparcie się, gdyż niewielkie gospodarstwo, oraz dochody z prywatnego majątku starczyły jako tako na wszystko.
Zgodził się jednakowoż na kropelkę balsamu, przyjmując przed kilku laty nominację na proboszcza, czyli, jak się upornie kazał tytułować parafjanom swym, na dziekana.
To stanowisko umożliwiło mu rozwinięcie żarliwej ruchliwości i dało zadośćuczynienie za poniesione krzywdy. Od dnia mianowania, żył pośród starych rozporządzeń i paragrafów prawa, pisał z namiętną wytrwałością nieskończenie długie relacje do władz i rady kościelnej, przy lada sposobności egzaminował szczegółowo podwładnych sobie duchownych, a stał się zwłaszcza postrachem nauczycielstwa okręgu, od którego domagał się ustanowienia meldunków, wykazów i obliczeń, przesyłając kwestjonarusze, a punktualnego nadsyłania pilnując zaciekle.
Podczas posiłku wtajemniczył kapelana w swe prace organizatorskie, dając mu do poznania, że właśnie dlatego zażądał od gminy pomocnika dla funkcyj kościelnych, by się z tem większym zapałem oddać kierownictwu zewnętrznemu okręgu.
Kapelan Hansted milczał. Siedział, słuchając przełożonego, i w zamyśleniu kruszył po obrusie chleb, nie biorąc nic w usta. Mimo to nie miał miny, jakby mu nie odpowiadało otoczenie. Przeciwnie,