Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/226

Ta strona została przepisana.

Święty z koleżeńską nonszalancją, z jaką wspominamy dobrych przyjaciół. Przyrównał Emanuela do rośliny, która poszukuje podatnego do wzrostu gruntu, a gminę do wielkiego drzewa, w cieniu którego roślina ta wybujać ma wspaniale i zakończył wezwaniem błogosławieństwa bożego dla związku, który ma tu zostać zawarty. Po ślubie zebrali się wszyscy na cmentarzu, gdzie biskup witał liczne osobistości orszaku, wyróżniając przy tej sposobności szczególnie tkacza Hansena. Elza podziękowała z wielkiem wzruszeniem za zaszczyt uczyniony córce i zięciowi i prosiła dostojnika, by raczył wziąć udział w uczcie weselnej. Ale biskup wymówił się, podając za powód konieczność powrotu przed wieczorem do domu i zamieniwszy w zakrystji jedwabie na płócienną okrywkę swoją, oraz uścisnąwszy raz jeszcze dłonie nowożeńców i gości, wsiadł na bryczkę i odjechał.
Zaraz też usadowili się na wozach wszyscy i orszak ruszył z powrotem. Gdy wyjeżdżano do wsi, zahuczały z wszystkich zagród strzały, tak że konie stawały dęba, a kobiety wydawały okrzyki strachu i radości. Przed domem Andersów stało czterech muzykantów ze skrzypkami i trąbami i fanfara rozbrzmiewała za każdem zjawieniem się nowego wozu, pełnego gości weselnych. Byli w nich starzy, zesztywniali pradziadkowie i ciężkie kobiety, których trzej ludzie musieli zesadzać, oraz młode dziewczęta, skaczące bez namysłu w ramiona pierwszemu lepszemu młodzikowi. Sproszono wszystkich członków koła oświatowego z okolicy, większą jednak część młodzieży tylko do tańca. Przyszedł nawet „stary Eryk“ na swej kuli, węsząc z rozkoszą smakowite zapachy obficie nagromadzo-