Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/227

Ta strona została przepisana.

nego jadła. Zjawił się także dyrektor uniwersytetu, którego cisza morska zatrzymała w drodze i przywiózł swą Jettę, kościstą kobietę, o czerwonej twarzy, w okularach na nosie. Kusztykając przy pomocy kijka swego, przechadzał się pośród gości, ściskał mocno dłonie mężczyzn, klepał ich po ramieniu, brał za ręce kobiety z okrzykiem zachwytu i szczypał po różowych policzkach dziewczęta. Natomiast tkacz Hansen milcząc wałęsał się z kąta w kąt z rękami założonemi na plecy, a uśmiech ironiczny wykrzywiał mu to jednę, to drugą część twarzy.
Gdy się zebrali wszyscy, stanął w progu domu kupiec Villing w białe ubrany rękawiczki i zaprosił na ucztę. Muzykanci stanęli na czele, za nimi ruszyli nowożeńcy i orszak weselny posunął do namiotu, gdzie ustawiono ogromny stół, pełen mis gorącej potrawy z ryżu, potężnych dzbanów piwa i szklanek z winem. Pośrodku, sterczał łokciowej wysokości tort, zaś przed pierwszem miejscem, gdzie mieli zasiąść nowożeńcy, leżał wielki, jak młyńskie koło przekładaniec, z ich monogramem, kunsztownie wypisanym marmeladą malinową.
Stojący na szarym końcu Villing, powitał przybyłych i odmówił modlitwę, poczem łyżki zaczęły się ruszać, a wszyscy uznali, że tym razem kowalka Maren świetnie dopełniła zadania. Ci nawet, którzy zapamiętali ów tragiczny, przypalony swego czasu ryż, nie znaleźli powodu do uwag, a dziesięć komornic, roznoszących misy, zwijało się jak w ukropie, by nie zaznać tej hańby, że któryś z gości stuknie łyżką w próżny talerz.
W chwili, gdy wniesiono pieczeń, zaczęły się mowy. Pierwszy przemówił dyrektor uniwersytetu, a jego entuzjastyczne, pełnego radosnego uniesienia