Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/228

Ta strona została przepisana.

słowa wycisnęły łzy z oczu wielu. Potem zabrał głos Emanuel, który zdjął już kościelne szaty. Podziękował za zaufanie, jakiem go, przybysza zdala i człowieka obcego, obdarzyła gmina, a w zakończeniu zwrócił się do teściów swych, w których domu znalazł szczęście życia. Odpowiedział na to Anders Jörgen kilku ledwo dosłyszalnemi słowami i zakłopotany wielce siadł na ławie. Sądzono, że miał to być toast ku czci ojczyzny, przeto zabrzmiały wokół gromkie okrzyki. Tkacz Hansen wstał i wyrzekł kilka oschłych zdań na temat „nowego ducha czasu,“ a kupiec Villing, skłonny do podkreślania rzeczy budzących wzruszenie, zwrócił uwagę gości weselnych, by nie zapominali też o „drogich zmarłych“, w czem się mieściła aluzja do matki Emanuela. Mowy przeplatano śpiewem, a chórowi przywodził donośnym basem cieśla Nielsen.
Tymczasem ściemniło się już, a młodzież zebrana w przybranej wspaniale i rzęsiście oświetlonej sali zebrań czekała niecierpliwie, by zacząć tany, których pierwszym etapem miało być porwanie panny młodej z koła dziewcząt. Nim się to jednak stało, zabrał raz jeszcze głos kupiec Villing, wznosząc w gorących słowach toast ku czci „sprawy ludu,“ dając wyraz nadziei, że ogarnie świat cały w zwycięskim pochodzie. Emanuel odmówił modlitwę końcową i wyznanie wiary, poczem udano się do sali zbornej, gdzie tany i śpiewy trwały aż do białego rana.
Emanuel i Hansina opuścili jednak towarzystwo już około północy i odjechali na nową siedzibę wozem, przybranym w zieleń i kwiaty. Pożegnali ich tłumnie goście gromkiemi okrzykami, a na chwilę przedtem wysłano gońca do Vjelby, gdzie młodzież