Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/247

Ta strona została przepisana.

vejlbijski o krzaczastych brwiach i dziecięco-rumianych policzkach. Po lewej siedzieli dwaj młodzi, skibberupscy kmiecie, oraz cieśla Nielsen o ciemnej, wikingowskiej brodzie, która w ciągu ostatnich lat przydłużyła się jeszcze o kilka cali i sięgała mu teraz do pasa. Ostatnie miejsce u stołu zajął tkacz Hansen, który, nie dawszy się wybrać do samej rady, objął dobrowolnie funkcję pomocniczą sekretarza.
— Ponieważ jesteśmy w komplecie — zaczął wójt hałaśliwie jak zawsze, tocząc spojrzeniem wokół, — przeto oświadczam przyjaciele, że mamy dziś ważne nowości do omówienia. Proszę tedy... zaczynajcie Jensie Hansen!...
— Ostatnie słowa powiedział do tkacza, który dobył z wnętrznej kieszeni kamizelki wielki arkusz papieru i rozłożył go przed sobą na stole. Potem zaczął czytać zwolna, monotonnym głosem, co następuje:

„Rzecz poufna!

Kierownicy naszej polityki w parlamencie donieśli Radzie Naczelnej Stronnictwa Ludowego, będącej jak wiadomo organizacją kierowniczą wszystkich demokratycznych okręgów wyborczych, o licznych, niepokojących wieściach, jakie się w czasach ostatnich przedostały do dzienników krajowych, a jednocześnie udzielili tejże radzie informacji i wskazówek, co czynić należy. Wobec grozy położenia i wagi sprawy, rada uznała za konieczne przesłać Szanownym komitetom gminnym te wskazówki bezzwłocznie. Sytuacja streszcza się w tem, że zdaje się, jakoby pomiędzy rządem a reakcyjną partją obu izb nastąpiło porozumienie, i jakoby ta godna spółka knuła