Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/252

Ta strona została przepisana.

wiano się, czyby nie wezwać posła do folketingu, który został wybrany we własnym okręgu, to jest biskupa, ale rychło zgodzono się, że byłoby to zgoła bezcelowe. Mimo, że biskup podczas ostatnich rozpraw okazał dowodnie, iż nosi pod ornatem i strojem dyplomaty czerwoną koszulę garibaldczyka, to jednak nie dał się nakłonić dotąd do porzucenia swego, jak je zwał żartobliwie, „archimedesowskiego“ stanowiska, i lawirował, jak zawsze, pomiędzy stronnictwami. Wyrażono natomiast nadzieję, że uda się pozyskać innych, wybitnych mówców demokratycznych i postanowiono zwrócić się do Rady Naczelnej z zapytaniem w tej sprawie. Wójt oświadczył samorzutnie gotowość przywiezienia mówców ze stacji kolejowej do wsi własną bryczką, oraz ugoszczenia ich, co zostało przyjęte pochwalnym szmerem przez cały komitet.
Uchwalono wkońcu dzień zgromadzenia, a gdy tkacz Hansen odczytał protokół czynności, posiedzenie zostało zamknięte.
— Drodzy przyjaciele — rzekł ochoczo wójt wstając — Namęczyliśmy się dość, przeto sądzę, że należałoby siły trochę pokrzepić... nieprawdaż?
Uczynił gest zapraszający na nieuniknioną w jego domu „małą przekąskę,“ którą tymczasem przysposobiono w sąsiednim pokoju. W tejże samej chwili otwarła do jadalni drzwi okazała kobieta w pozłocistym czepcu, z orlim nosem i potrójnym podbródkiem. Pod zapaloną już, wiszącą lampą widniał stół, zastawiony obficie sutemi i tłustemi potrawami, mianowicie pieczoną wieprzowiną i wędlinami, zaś światło zachodu, toczące bój z blaskiem lampy, uwydatniało lepiej jeszcze smakowitość zastawy. Znużeni długiem obradowaniem męże siedli