Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/265

Ta strona została przepisana.

— Oczywiście! — przyznała — Ale czytajże dalej, mój drogi!
— Najjaśniejszy pan, którego niezmiennie, mimo wieku, młodzieńczy wygląd napełnił serca wszystkich radością i podziwem, miał uniform generalski gwardji, z błękitną wstęgą orderu słonia. Najjaśniejsza pani, niezwykle ożywiona i bardziej jeszcze niż zazwyczaj młodzieńcza i urocza, miała strój biały, koronkowy na jasno-liljowej, brokatowej sukni z trenem pięciołokciowej długości, na szyi i rękach opale, a we włosach jasnoliljowy pompon z piór... — Wybraź to sobie Sino! Jasnoliljowy brokat z pięciołokciowym trenem...! Liczmy 12 łokci szerokości zwyczajnej po... powiedzmy 50, a nawet tylko 45 koron, to czyni 540 koron... za sam tylko materjal!
Pani Villing oparła drut o policzek, zadumała się i rzekła, wznosząc poprzez okulary wzrok na sufit:
— A 15 łokci koronek po 25 koron, to czyni znowu 375 koron...
— Razem tedy 915 koron...
— Tanio licząc!
— I to za sam materjał... Można powiedzieć, rzecz wprost niesłychana... prawda? Ale czytajmyż dalej. Jej Królewska Mość pani następczyni tronu...
— Cóż dalej...? — zawołała pani Villing, rozsiadając się wygodniej i biorąc robotę.
— Jej Królewska Mość, pani następczyni tronu... — powtórzył Villing podniesionym głosem — miała suknię dekoltowaną, z jasno-błękitnego atłasu, haftowaną w srebrne lilje... Słuchajże... jasnobłękitny atłas w srebrne lilje... — zaś we włosach