Doktór zdjął futro i ukazał się w obcisłym, szewiotowym żakiecie z atłasową krawatką i brylantową szpilką. Miał około czterdziestki, był okazały, a twarz jego silnie zarysowaną pokrywały niewielkie, ciemne bokobrody. Od pierwszej zaraz chwili starał się najwidoczniej nie dziwić niczemu, a zwłaszcza nie brać Emanuelowi za złe jego stroju. Wszedłszy do „hali,“ udał również, że go nie dziwi szczególne urządzenie pokoju. Starając się usilnie nie zdradzić niczem niewłaściwej ciekawości, zdjął nawet z wydatnego nosa złote binokle i zwrócony do Emanuela z wyraźną dążnością zachowania kontenansu, powiedział:
— Najlepiej będzie może, jeśli zaraz zobaczę synka?
— Żona moja — odparł Emanuel, którego odrazu niemile dotknęło wyrażenie się lekarza o dziecku chciała zasięgnąć zdania pańskiego. Ale nie sądzę by to było coś wielkiego. Zwyczajne, zda mi się, przeziębienie jak to bywa z wiosną.
— Ano zobaczymy — odrzekł doktor Hassing. Gdy lekarz znalazł się w sypialni, Hansina wstała z krzesła przy łóżku chłopca. Doktorowi trudniej przyszło teraz ukrywać swe myśli. Stał przez chwilę w drzwiach i patrzył z widocznem zdumieniem na ową sławetną pastorową vejlbijską, którą na podstawie pogłosek i własnych domysłów wyobrażał sobie całkiem inaczej.
— Syn pani chory? — rzekł z nagłem współczuciem, zbliżył się i uścisnął jej dłoń — Miejmyż nadzieję, że to nic groźnego. Mąż pani sądzi, iż przeziębił się tylko.
Wziął krzesło i usiadł przy łóżku. Chłopak spał i nie zbudził się mimo, że doktór, zdjąwszy olbrzy-
Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/289
Ta strona została przepisana.