Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/303

Ta strona została przepisana.

tunek. Nim jeszcze przebył podwórze, ukazał się w otwartych drzwiach, ubrany jeno w koszulę Niels z otwartą książką w ręku i długą fajką, sięgającą ziemi, w zębach.
— Musisz zaraz zaprzęgać, Niels, i jechać po doktora. Chłopiec zachorował ciężko!
— Po doktora? — spytał Niels patrząc na blade, wzburzone oblicze Emanuela — Ależ nie sposób w tej ciemności znaleźć drogi!... Niepodobna przecież...
— Musisz jechać natychmiast! Musisz zbudzić Soerena, on ci poświeci latarnią... Konie znają drogę!
— Tak... ale... — Niels chciał protestować, atoli Emanuel przerwał mu porywczo:
— Rób, co mówię, nie trać czasu na gadanie! — krzyknął tak niezwykle rozkazująco, że parobek oniemiał. — Słyszysz przecież, że chłopiec jest bardzo chory i że każda chwila droga! Natychmiast postawisz Soerena na nogi i każesz mu jechać z sobą!
Gdy wrócił do sypialni, zastał Hansinę, pochyloną nad chłopcem i trzymającą go za ręce.
— Czyby nie posłać jednocześnie po matkę twoją? — spytał — Uspokoiłaby cię.
— Nie, nie trzeba. Musisz zbudzić Abelone i kazać jej zgrzać wody w wielkim, nowym kotle.
— Tak... tak...
Spotkał Abelonę w kuchni. Zbudzona hałasem, ubrała się w spódnicę i wyszła, trzymając świecę i naciągając kaftanik nocny na wydatną pierś.
— Czy może chłopiec zachorował gorzej? — spytała drżąc ze strachu i chłodu.
— Tak! Musisz zaraz rozniecić ogień i zgrzać wody w dużym kotle! Spiesz się!