Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/343

Ta strona została przepisana.

pastucha, rozumiesz pan! Był to zresztą człek trzeźwy i porządny, ale całkiem ciemny, pozbawiony elementarnych wiadomości. Gdyby go ktoś spytał, ile czyni sześć razy trzy, powiedziałby napewno, że dwanaście, lub czternaście... Tak, szanowny panie... A gdyby go ktoś spytał jak się zowie stolica Niemiec, powiedziałby... o zakład idę... Skelskoer bo tylko miasto to znał jeszcze poza Kopenhagą i Rosskildą. Odnośnie do prawodawstwa, wiedział równie dobrze, co mieści nasza, tak zwana... eee... konstytucja, jak co powiada n. p. chińska, czy turecka! Otóż pozwolę sobie spytać, — zakończył trjumfalnie, czując że zaczyna zwyciężać — czy jest zamiarem pańskim, szanowny panie, przyznać równie wielki wpływ na kierownictwo wewnętrznych spraw państwa i zagranicznych jego interesów temu człowiekowi n. p.... eee... naszemu czcigodnemu gospodarzowi, doktorowi Hassingowi?
Wyprostował się, uczynił gest zapraszający do odpowiedzi, potem założył ręce na piersiach i w pozycji tej oczekiwał, co powie Emanuel.
Miał on zrazu ochotę nie odpowiedzieć łowczemu wcale, gdyż nie uznał tej ludzkiej karykatury za człowieka na serjo, ale zauważywszy ogólne napięcie, rzekł po chwili:
— Pastuchowi temu należy się, zdaniem mojem, mimo jego rzekomej zresztą ciemnoty, nietylko równe z doktorem Hassingiem prawo polityczne, ale o ileby szło o sprawiedliwość, to wyższe, że tak rzekę, podwójne nawet.
Odpowiedź była tak stanowcza, a zarazem tak paradoksalna, że wywołała ogólny, mimowolny sprzeciw.