Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/387

Ta strona została przepisana.

Dał znak stangretowi i odjechał.
Gdy się doktór Hassing znalazł w domu, opowiedział żonie, że spotkał Emanuela i że wieść o wyjeździe panny Ranghildy uczyniła na nim silne wrażenie.
— Czyśmy tylko nie popełnili nieostrożności, sprowadzając tych dwoje ludzi napowrót z sobą? — rzekła pani Hassing — Jużem nad tem dumała. Ranghilda była w dniach ostatnich tak nerwowa... przytem ten nagły wyjazd...
Chciała coś dodać jeszcze, ale w tej chwili zjawiła się Gerda, zmierzająca do ogrodu. Była ubrana czarno, miała na piersiach duży, dżetowy krzyż i czarno oprawną książkę w ręku.
— Nie wiem też, czy nie powinniśmy sobie robić wyrzutów z powodu tej dziewczyny! — zauważył doktor Hassing frasobliwie, gdy Gerda wyszła — Jest dziedzicznie obciążona ekscentrycznością. Czy wiesz, że poleciła frachciarzowi Soerenowi, by jej dostarczył fotografję pastora Hansteda?
— Ej, to minie! — powiedziała pani Hassing — W tym wieku dziewczyna chce raz zostać zakonnicą, a dnia następnego iść do cyrku. Znam to z własnego doświadczenia...
— Jesteś przecież jej ciotką, Ludwiko.

Emanuel udał się wolnym krokiem do domu, nie zdając sobie sprawy, że chmury zasnuły całe niebo i pada rzęsisty deszcz.
W sieni usłyszał dochodzące z sypialni głosy Hansiny i dzieci. Zatrzymał się niepewny co czynić, potem zawrócił od drzwi i przeszedł do prawie pustej komory, po drugiej stronie przedpokoju.