Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/412

Ta strona została przepisana.

pomieszczenie i uczynimy co można, by im było dobrze. Jak może wiesz, wynająłem ogród nasz swego czasu radcy konferencyjnemu Tagemannowi (pamiętasz pewnie, że mieszkał na pierwszem piętrze), ale zmarł właśnie, przeto dzieci twe będą miały spory kawał miejsca do zabaw. Kazałem cieśli Jörgensenowi postawić tam huśtawkę i inne urządzić rzeczy, przydatne dla dzieci. Nie zbraknie im też towarzyszy, bowiem zarówno młodzi Löbnerowie (z trzeciego piętra) jak i radcostwo ministerjalni Wintherowie (nowi lokatorowie z parteru) mają wesołe, dobrze wychowane dzieci. Sądzę wobec tego, że twym dziewczynkom nie da się we znaki brak swobodnego życia na wsi. Rozumiem dobrze postanowienie żony twej zostania przez czas pewien jeszcze na wsi. Nie czułaby się zadowoloną w zupełnie obcem sobie środowisku, pośród wielkiego, nieznanego miasta. Proszę cię, pozdrów ją najserdeczniej ode mnie.
Na dziś tyle tylko. Brat twój Karol zasyła również gorące pozdrowienie i prosi, byś nie sądził, że wszyscy kamerjunkrzy są źli i zepsuci, jak pewnie sądzisz. Cieszy się, że będzie cię mógł o tem przekonać w izbie straży amalienborskiego zamku, dokąd cię uprzejmie zaprasza.
Kończę, przesyłając ci, drogi synu, jeszcze osobiste, serdeczne pozdrowienie.

Twój wierny zawsze
ojciec.

— Cóż ty na to, Hansino? — spytał wzruszony głęboko Emanuel, skończywszy czytać.
Hansina, pochylona nad robotą, skinęła jeno głową. Pierś jej falowała i zamknęła oczy, jak człowiek toczący z sobą bój niezmierny.