Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/439

Ta strona została przepisana.

Na wale, brzeżącym ogród, siedziała starsza córeczka Emanuela, sześcioletnia Sigrid. Na głowie miała helgolandzki, wielki kapelusz, kryjący jej loki, a w fartuszku piastowała mnóstwo kwiatów polnych bez szypułek. Dziewczynka, zazwyczaj ruchliwa i hałaśliwa była dziś niezwykle cicha i skupiona, nie ruszała się z miejsca, od czasu do czasu tylko zerkając chytrze w stronę ciotki.
Ten uroczysty nastrój ogarnął Sigrid od chwili, kiedy kolasa wjechała w ulicę wioski. Przez cały zmierzch dnia zeszłego siedziała cicho przy oknie. dziecinnego pokoju, patrząc na deszcz, nie chcąc jeść, ani bawić się z małą Dagny. Gdy zaś służąca spytała, czy nie słaba, udała, że jej nic nie jest, i w przystępie swawolnej wesołości zaczęła tańczyć z siostrą po pokoju.
Siedziała teraz i udawała, że się bawi kwiatkami, a rzucała ciągle skryte spojrzenia na ciotkę. Nagle wstała, zesunęła kwiatki na ziemię i, założywszy ręce na plecy, zaczęła kroczyć zwolna przez trawnik... aż do ławki ciotki. Tutaj uklękła i objęła ramionami jej kolana.
— Ciociu! — powiedziała zcicha, skubiąc kłębuszek nici szydełkowej roboty.
— Co, drogie dziecko? — spytała pani Betty, zatopiona jeszcze w myślach.
— Ciociu! Gdzie mama?—
Pani Betty drgnęła. Dawno już nie słyszała tego pytania, które ją w początkach dręczyło i kłopotało ciągle.
— Skądze ci to pytanie nagle przyszło? — spytała.
— Oo... — odrzekła Sigrid, spoglądając teraz, ufnie i otwarcie — Śniło mi się tej nocy tak dużo