Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/451

Ta strona została przepisana.

wy... Niestety nie odczuwam natury w sposób, tak zwany, wzniosły...! Wstyd mi, ale wyznaję, że niezdolny byłem wczoraj n. p. odczuć uroku ulewy. Spostrzegłem jeno rano, że lało podczas śniadania, a w porze obiadu nastąpiło oberwanie chmury, tak że woda przez komin lała się do zupy, co poznałem wyraźnie po jej smaku....
— Zupełnie to samo jest ze mną! — zawołała żywo Ranghilda — Godzimy się wogóle w wielu punktach z pastorem Petersenem. Podałabym panu rękę, pastorze, gdybym jeno bliżej siedziała!
Pastor wstał uśmiechnięty wesoło i, zbliżywszy się, ucałował końce jej palców, tkwiących w cienkiej rękawiczce.
— Co za uprzejmość? — powiedziała zarumieniwszy się zlekka.
Oczy Emanuela zaczęły ponownie wędrować pomiędzy nimi, natomiast zakłopotana Betty pochyliła się nad robotą.
— Jak rzekłem, — powiedział Petersen, siadając znowu — jestem biedny prozaik i muszę prosić o przebaczenie lirycznie nastrojonego ducha czasów naszych. Niesposób mi sięgnąć wyży, kędy odprawują nadchmurne ćwiczenia gimnastyczne współcześni mi ludzie. Poprzestaję na roli widza... Ale przychodzi mi na myśl, że dzienniki zapowiadają na dni najbliższe wielkie zebranie, w słynnym uniwersytecie tutejszym. Jakże się pan zapatrujesz obecnie, pastorze, na swych dawnych współwyznawców? Prawda, że kapitalna to myśl odprawić co parę lat mały, prywatny sąd ostateczny nad ziemią, niebem i samym Panem Bogiem?
Emanuel postanowił nie mówić serjo z tym człowiekiem, zamruczał tedy coś jeno.