Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/48

Ta strona została przepisana.

Przysięgam na dzieci, przysięgam... ach Boże! Boże!
Pijackie oszołomienie wzięło górę. Padł przy łóżku żony na podłogę, zatapiając jak dziecko twarz i ręce w pościel, a straszliwe łkanie wstrząsnęło jego mocnem ciałem.
Leżała chwilę bez ruchu z zamkniętemi oczyma. Potem podniosła chude ramię i przesunęła dłoń po zwichrzonych włosach męża. Nie mogła się powstrzymać od tego, mimo że sto już razy słyszała ów rozdzierający serce płacz skruchy i nie mogła dać wiary uroczystym obietnicom. Wkońcu i do jej oczu napłynęły łzy, objąwszy w obie ręce głowę klęczącego, przycisnęła ją do zapadłej piersi swojej i szepnęła:
— Mój ty biedny, biedny Bernardzie!