skromne stwierdzenie, iż ma odwagę żyć wedle swych teoryj. A pociągać musi każdego owa zgodność słów i czynów, której człowiek ten poświęca całe powodzenie swoje i byt materjalny... Nie idzie o to, czy przekonania jego mają wartość, czy jej nie posiadają.
— W moich oczach niema w tem nic pociągającego. Widzę tu jeno przykład, do jakich granic dojść może obłędna cześć dla swego własnego ja i straszna manja wielkości. To, co się wydaje odwagą i siłą ducha, jest w rzeczywistości jeno nieszczęsną słabością obumarłej woli. Wiem o tem dobrze z własnego doświadczenia, wiem, jak trudno jest pogodzić się z myślą zostania poprostu pastorem Petersenem, gdy się marzyło o roli proroka i świętego. Wiem dobrze, ile kosztuje przezwyciężenie siebie samego i ugięcie się pod prawo istotnego chrześcijaństwa, prawo równości i braterstwa, oraz upodobnienie się do swego otoczenia, zostania nie większym nie mniejszym, nie lepszym i nie gorszym niźli ono.
Panna Ranghilda wzruszyła ramionami i zmilczała, myśląc w duchu o lisie i winogronach. Męczyło ją już potrochu ciągłe towarzystwo pastora i cieszyła ją myśl, że niebawem wyjedzie. Przychylała się coraz to bardziej do opinji pani Betty, przyrównując go do czworonogów. Miał wzruszającą wierność pudla, ale nie posiadał sprytu tego zwierzęcia, które po jednym geście poznaje, że się go ma dość.
— Nie żywię zgoła szacunku — ciągnął dalej — dla dzieła przypadku, które zwiemy osobistem przekonaniem, to też nie urządziłbym wedle niego życia swego... Sądzę, przeciwnie...
Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/489
Ta strona została przepisana.